Kościół pomaga uchodźcom w Angoli
Marek Krzysztofiak SJ – Watykan
Migranci w próżni
Bezrobocie przekracza 30 proc., podobnie jak inflacja. Połowa ludności w kraju żyje w skrajnym ubóstwie. Ciężka sytuacja Angolczyków sprawia, że los imigrantów jest dramatyczny. Blisko 55 tys. z nich nie posiada dokumentów, stąd trudności w podejmowaniu pracy i otrzymywaniu pomocy socjalnej. Prawie połowa podchodzi z Konga. To w większości uchodźcy z czasów wojny domowej. Po zażegnaniu konfliktu blisko 30 tys. Kongijczyków pozostało w Angoli. Choć otrzymali oni ziemię pod uprawę, większość z nich, z powodu nieuregulowanego statusu, nie może korzystać z opieki zdrowotnej ani zdobyć legalnej pracy, a dzieci nie mogą podjąć nauki w szkołach średnich. Sprzedają swoje produkty na ulicy, ale przeszkadza im policja, nierzadko dopuszczając się przemocy. Do migrantów należą także Ruandyjczycy, którzy opuścili ojczyznę w czasie wojny w latach 90-tych i nie mogli wrócić do kraju po jej zakończeniu. „Nie mogą dostać dokumentów, więc żyją tak, jakby byli w próżni” – mówi s. Lamperti. Na prośbę episkopatu pracuje z policjantami i pomaga im zrozumieć jak lepiej radzić sobie sytuacjami dotyczącymi imigrantów i uchodźców. „Niestety, wielu policjantów uważa, że tylko dlatego, że noszą mundur, mogą poniżać biednych, zwłaszcza cudzoziemców” – stwierdziła zakonnica w rozmowie z Cruxnow. Kościół niesie im wsparcie duchowe i materialne. Kościelna sieć pomocy dostarcza racji żywnościowych i prowadzi szkolenia zawodowe, m.in. kursy krawieckie i fryzjerskie.
Susze na południu Angoli
Angola cierpi także z powodu nierozwiązanego kryzysu spowodowanego powracającymi od 9 lat suszami. W 2012 r. 20 tys. osób przeniosło się z tego powodu do sąsiedniej Namibii. Rząd nie interweniował, a efektem tego zaniedbania jest trwający do dziś głód w południowej części kraju.
Ks. Jacinto Wacussanga od dekady niesie pomoc poszkodowanym. Prowadzi dwie organizacje pozarządowe, które uczą miejscowych mężczyzn nawadniania i utrzymywania ziemi na poziomie zdatnym do uprawy. Pomoc jest jednak niewystarczająca z powodu ogromu problemów i braku strukturalnych rozwiązań ze strony państwa. „Codziennie spotykam co najmniej 10 osób, które są w drodze do Namibii. Mają nadzieję, że uzyskają tam jakąś pomoc, biorąc pod uwagę, że tutaj nie ma żadnej” – mówi misjonarz, który czeka także na przyznanie funduszy na założenie kuchni dla ubogich.
Przed rokiem rząd Angoli postanowił ustanowić program repatriacji takich imigrantów i założył dla nich osadę w prowincji Cunene, jednak misjonarz uznaje te działania jako pokaz siły. „Rząd chciał pokazać, że nadal ma władzę, ale udało mu się ściągnąć do Angoli tylko 1800 osób – powiedział Wacussanga. – Wielu ludzi w regionie było zdesperowanych i udało się do osady, gdy dowiedzieli się, że rząd ją stworzył. Teraz żyją tam bez wsparcia i głodują”. Jak podaje Wacussanga Kościół w Angoli zabiega o sprawiedliwość. „Walczymy o oficjalne uznanie wszystkich tych mniejszości etnicznych oraz o prawo, według którego dostęp do żywności jest prawem człowieka” – dodał.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.