Sł. Boża Janina Woynarowska bliżej ołtarzy
Marek Krzysztofiak SJ – Watykan
Janina Woynarowska (ur. 10 maja 1923 w Piwnicznej, zm. 24 listopada 1979 w Krakowie) przez większość życia związana była z Chrzanowem. Była cenioną pielęgniarką. Swoje życie zdecydowała się poświęcić Bogu i służbie społecznej. Związała się z Instytutem Świeckim Chrystusa Odkupiciela Człowieka. W 1966 roku złożyła śluby wieczyste na ręce kard. Karola Wojtyły. Jak zaznaczyła wieloletnia współpracowniczka i przyjaciółka Sługi Bożej, zatwierdzenie heroiczności jej cnót było długo wyczekiwane. „W Chrzanowie i naszym środowisku medycznym zawsze nam się wydawało, że Jasia zasługiwała na coś więcej. Bardzo się cieszę, że została w Kościele dostrzeżona”.
Służebnica Boża była kimś w rodzaju świętej drugiego planu. Odznaczała się świętością, którą dostrzegali tylko niektórzy. „Wyróżniała się, było w niej jakieś światło, była zwyczajna i niezwyczajna. Na ulicy nikt nie zwracał na nią uwagi, natomiast przy bliższym poznaniu wyczuwało się w niej światło. Jak mówi Pismo Święte, ci, którzy kochają światło, idą do światła. My, którzy znaliśmy ją, to światło widzieliśmy i chcieliśmy zgłębić, na czym jej fenomen polega” – stwierdza Janina Radko.
Zapytana o osobowość Janiny Woynarowskiej, Janina Radko przytoczyła dwa momenty, które ukazywały z jednej strony jej wysoki poziom intelektualny, a z drugiej poświęcenie się prostym sprawom życia i pracy.
Janina Woynarowska była wszechstronna i miała szerokie horyzonty. Była pisarką i poetką, poruszała tematykę egzystencjalną i duchową, pisała jednak „do szuflady”, nie zabiegała o publikacje. Jej wiersze, prace o teologii pracy oraz duchowości zostały wydane dopiero po śmierci.
W pracy do pacjentów podchodziła całościowo, nie pielęgnowała jedynie ich ciała, ale zajmowała się całym człowiekiem. Świadczyła o Bogu przede wszystkim swoim życiem, a nie słowami. Jej troska o drugiego wyrażała się też w otwartości na ubogich. „Była matką chrzestną dla biednych osób i zajmowała się sprawami materialnymi dla rodzin biednych”.
W czasach komunistycznych, kiedy deklaracja przynależność do Kościoła nierzadko spotykała się z szykanami i prześladowaniem, dawała świadectwo, za które doznawała przykrości. Choć w pewnym momencie pełniła funkcję pielęgniarki powiatowej, ze względu na nieprzychylność partyjnych oficjeli, została zdegradowana do zwykłej pielęgniarki. „Ona te wszystkie szykany znosiła spokojnie, według litery Ewangelii, która mówi, by nie opłacać złem za zło. Uśmiechnięta, ale ile ją to kosztowało… Czasem uśmiechała się na pokaz. Tylko my, którzy znaliśmy ją bliżej, o tym wiedzieliśmy. Nigdy nie poniżyła się do żadnego protestu wobec przełożonych. Wykonywała wszystkie, nieraz nonsensowne polecenia ze spokojem. Podziwialiśmy ją” – przekonuje przyjaciółka Służebnicy Bożej.
Od początku obecności we wspólnocie odznaczała się wielką duchową dojrzałością. „Gdy do nas dołączyła, nie wymagała w zasadzie formacji. Była już uformowana, chyba przez Ducha Świętego”. Nie pełniła nigdy żadnych wyższych funkcji, lecz zawsze jej głos miał dużą wagę. „Zdarzało się, że we wspólnocie też doznawała pewnych nieprzyjemności. Ale jak wiadomo, tam gdzie są ludzie, tam jest zawiść… A ona nigdy nie opłacała złem za zło” – powiedziała Janina Radko.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.