Rodzice bł. Carla Acutisa – syn pokazał nam, że świętość jest czymś konkretnym
Krzysztof Dudek SJ – Watykan
Jak wspominają rodzice, „Carlo interesował się wszystkim: miastem, które mieliśmy odwiedzić, postacią polityczną, grą wideo lub programem komputerowym. I zawsze robił to w sposób aktywny oraz z myślą o dobru ludzi, z którymi miał do czynienia”.
Nie da się nie dostrzec, że w centrum życia Carla stał Bóg. Jak sam podkreślał, „Bóg słucha i odpowiada. Trzeba jednak wierzyć w to, mieć ufność, że ten dialog jest możliwy i realny”. Bóg też wie, jak poprowadzić nas ku pełni, a naszą rolę stanowi żyć w zgodzie z dewizą: „nie miłość własna, lecz chwała Boga”. Carlo często powtarzał to hasło, zdarzyło się też, że przypomniał mu je anioł.
I choć Carlo został wyniesiony na ołtarze, w jego życiu dostrzegamy dużą prostotę. Rozwijał swoją duchowość, codziennie czytając fragment Biblii, często przyjmował komunię, podkreślając, że po niej to różaniec jest kolejną najpotężniejszą bronią przeciw szatanowi i najkrótszą drabiną do nieba. Troszczył się bardzo o ubogich, m.in. kupując dla nich śpiwory czy zanosząc im jedzenie, a także o wiarę bliskich. Tłumacząc kwestie grzechu osobistego młodszym dzieciom, podkreślał „najmniejsza wada trzyma nas zakotwiczonych na ziemi w taki sam sposób, w jaki balony są trzymane przez sznurek w dłoni". Kolegom, którzy popadali w grzechy nieczyste, przypominał: „Ojciec ma tron w niebie, podobnie jak Syn, ponieważ siedzi po Jego prawicy, podczas gdy Duch Święty ma nasze serca jako swój tron, przez co stają się one świątynią Boga. Dlatego musimy szanować świętość, jaką jest nasza dusza i nasze ciało, i nie trywializować miłości, sprowadzając ją do zwykłej «ekonomii przyjemności», której cel stanowi jedynie zaspokojenie egoistycznych pragnień, a nie prawdziwe dobro”.
Carlo umarł na białaczkę. Choroba rozwinęła się w bardzo krótkim czasie. Jak mówią rodzice, to wydarzenie sprawiło, że bardziej zrozumiał, iż „każda mijająca minuta to jedna minuta mniej, jaką mamy na uświęcenie, a czas nie powinien być marnowany na rzeczy, które nie podobają się Bogu, ale musimy uczynić go naszym sprzymierzeńcem”. Ostatecznie bowiem chodzi o to, by życie na Ziemi stało się „trampoliną do nieba”.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.