Uciekinierzy z Górskiego Karabachu
Vatican News
„Nasi głodni, ale dzielni żołnierze walczyli jak mogli, ale bez broni, bez wsparcia z Armenii, pozostawieni sami sobie… Wielu zostało zabitych lub zranionych, także spośród cywilów” – wspomina w wywiadzie dla agencji CNA Ludmiła. Walki trwały krótko, ponieważ Azerowie wcześniej przez wiele miesięcy blokowali wszelki kontakt Górskiego Karabachu ze światem zewnętrznym i w regionie brakowało najpotrzebniejszych rzeczy. Kilka dni po kapitulacji samozwańczej republiki, 25 września, kobieta wraz z rodziną opuściła swój dom. Podobnie jak inni mieszkańcy obawiała się bowiem prześladowań.
„To była straszna droga: korki na wiele kilometrów, bez jedzenia czy wody, ze smutkiem w sercu, ze łzami, tęsknotą za domem” – opowiada Ludmiła. Zwyczajowo 6-godzinna podróż trwała tym razem ok. 36 godzin. Kobieta szczególnie obawiała się o swojego najstarszego syna, który należał wcześniej do wojska i właśnie wtedy prowadził samochód, bowiem myślała, że Azerowie mogą go zatrzymać i aresztować. Wspomina też, iż jej nastoletnia córka całą drogę pozostawała blada oraz brakowało jej powietrza ze strachu.
Dla ponad 100 tys. ludzi, którzy dostali się do Armenii, życie nie jest obecnie łatwe. Pomimo wsparcia ze strony państwa wciąż brakuje zatrudnienia, a ceny mieszkań okazują się dla uchodźców niewyobrażalnie wysokie. Największy ból sprawia jednak świadomość porzucenia swojej rodzinnej ziemi, gdzie na cmentarzach leżą przodkowie. Ludmiła Melquomyan wskazuje, że każdy ma ciągle nadzieję na powrót pewnego dnia do Górskiego Karabachu.
Jak zauważa przełożony jednej z chrześcijańskich organizacji nazwanej Projekt Philos, Robert Nicholson, istnieje obecnie niebezpieczeństwo azerskiego ataku na samą Armenię. Ułatwiłoby to powiązanie się z Turcją. Działacz wskazuje, że ostatnio prezydent Azerbejdżanu, Ilham Alijew, poczynił kroki mające uzasadnić pretensje jego państwa do południowych części Armenii.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.