Sudan Południowy: mija rok od wizyty Papieża, niełatwo o zachowanie nadziei
Krzysztof Dudek SJ – Watykan
Tych ostatnich nie brakuje: Sudan Południowy to kraj, który nigdy nie miał okazji się rozwinąć. Zaledwie wywalczył niepodległość przed 13 laty, a już pogrążył się w krwawej wojnie domowej. Rany i podziały trwają do dzisiaj. „Sudan płaci wysoką cenę za to, że niektóre grupy odmawiają utworzenia rządu. Broń nie pozwala na dialog i [wielu] chodzi tylko o władzę, a ludzie są gnębieni” – mówi bp Carlassare w rozmowie z agencją SIR.
Na domiar złego w ostatnich latach miały też miejsce klęski naturalne, a w kwietniu wybuchła wojna domowa w sąsiednim Sudanie. Z tego powodu do kraju przybyły kolejne rzesze uchodźców. „Według szacunków ONZ jest to 7,5 miliona osób” – zaznacza biskup Rumbeku. Jak wyjaśnia, uchodźcy nie mają tutaj dobrych perspektyw, ale w wielu miejscach są przyjmowani, co jest wielkim gestem ofiarności ze strony ubogich mieszkańców.
Od początku lutego w Sudanie Południowym przebywa ze specjalną wizytą kard. Michael Czerny, prefekt Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka. „Najważniejsza wiadomość, jaką przynoszę [mieszkańcom Sudanu Południowego], to w pewnym sensie powtórzenie przesłania Papieża sprzed roku - mówi purpurat. - [Chodzi, by pokazać,] że nawet jeśli sytuacja nie rozwija się pomyślnie od czasu wizyty, to nie należy tracić nadziei, obniżać nasze oczekiwania albo nawet zacząć myśleć, że pokój jest niemożliwy. Biskupi zaprosili mnie, bo widzieli potrzebę, żeby przypomnieć przesłanie sprzed roku z tak dużą energią, jak to tylko możliwe".
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.