Ukraina: ludziom po traumach usiłuje pomóc Rodzina Wincentyńska
Svitlana Dukhovych – Watykan
Ta ostatnia na napadniętej Ukrainie przez ponad 2 lata broniącej się przed agresją ma naprawdę głębokie znaczenie. Duchowny wyjaśnia pozycję zakonników i zakonnic z Rodziny Wincentyńskiej w tej kwestii: „zaangażowaliśmy się w sferę pomocy psychologicznej, ponieważ widzimy, że nasi ludzie są bardzo straumatyzowani, zwłaszcza ci, którzy przeżyli okupację lub z pobliża linii frontu, zarówno kobiety, jak i dzieci. Wdowy teraz już się pojawiają, matki po stracie swoich synów. Bardzo trudno przychodzi im przeżycie tego wszystkiego. Mamy więc zarówno mobilne zespoły psychologów, którzy podróżują do wiosek, jak i zespoły stacjonarne”. O. Nowak podkreśla szczególną wdzięczność wobec darczyńców, bowiem to ich wsparcie umożliwia wszystko. Opowiada następnie: „otworzyliśmy już piąty ośrodek dla dzieci, aby pomóc im przezwyciężyć tę traumę. Czyli mamy już dwa takie centra w Odessie, jedno w Mikołajowie i teraz w Basztańce takie zainaugurowaliśmy, a też mamy w Charkowie”.
Zakonnik zaznacza, iż sytuacja z pewnego punktu widzenia z czasem staje się coraz cięższa: „niektóre momenty są już krytyczne. Na przykład ostatnio spotkałem się z takim problemem, że zaistniała potrzeba, by dostać szybko leki, antydepresanty, a brakowało ich w aptece i trudno było je gdziekolwiek znaleźć (…). Najbliższe znajdowały się 400 km od Odessy”. Poza tym dochodzi inna trudność: „różne organizacje humanitarne też zaangażowały się dostarczenie wsparcia psychologicznego dla mieszkańców i np., kiedy poszukujemy psychologa, obecnie bardzo ciężko znaleźć wykwalifikowanego specjalistę, który zna się na rzeczy. A wciąż są na to olbrzymie potrzeby. Więc nie można dostać ani żadnych leków ani psychologa”.
O. Nowak dla zilustrowania sytuacji zwraca uwagę na prowadzone przez Rodzinę Wincentyńską centra dzienne w Odessie, Charkowie, Kijowie, dokąd przychodzą uchodźcy z innych miast czy regionów: „nazywamy to miejscem, gdzie oni zaczynają płakać. Muszą się wygadać, z jakiej tragedii przyszli, z czym przyszli. Paradoksalnie, niedawno zapytałem naszego pracownika socjalnego, psychologa, czego najbardziej w jednym z tych centrów potrzeba. On odrzekł: «potrzebujemy chusteczek, ponieważ kończą się one bardzo szybko, ludzie płaczą i ocierają łzy». I to jest wymowne: ludzie przychodzący po pomoc humanitarną, w pierwszym momencie siedzą i płaczą. Opowiadają, co przeżyli, od czego uciekli, a potem dopiero zaczyna się udzielanie wsparcia”.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.