Wielka Brytania: czy zechce stanąć w prawdzie?
Elżbieta Sobolewska-Farbotko (Radio Bobola) - Wielka Brytania
Rząd ogłosił zwycięstwo społeczeństwa otwartego, ponieważ udało się wyprowadzić na ulice tysiące kontrmanifestantów, przewyższających liczebnie „antyimigrantów”. Jak powiedział opiniotwórczy publicysta Douglas Murray (za: Spectator): „tak zwana skrajna prawica i kwestia social mediów są głównymi punktami dozwolonej uwagi”. Politycy i media głównego nurtu powielają więc narrację o „bandytyzmie skrajnej prawicy”, sprowokowanej za pomocą twittera, komunikatorów i fake newsów. Tymczasem w społeczeństwie wybrzmiewa fala pytań. Łączy je lęk o przyszłość i przekonanie o kłamstwie, które przykryje faktyczne przyczyny zajść i prawdziwe oblicze, faktycznie nie rozwiązywanych problemów.
Dzisiaj Brytyjczycy przyglądają się sobie nawzajem, poruszeni tym rodzajem różnorodności, która przynosi więcej niepokoju, niż satysfakcji. Jak zauważa Catholic Herald: „To samo wydarzyło się w Dublinie, gdy wybuchły zamieszki po ataku w szkole napastnika pochodzącego z Algierii. Uczestnicy zamieszek uważali, że politycy i dziennikarze ukrywają przed nimi prawdę o tym, co się wydarzyło. Odpowiedzią jest więc stanięcie w prawdzie”. Jak mówi biskup Tom Neylan (Liverpool): „Istnieją bezkrwawe sposoby rozwiązywania problemów, więc wykorzystajmy je, aby przynieść pokój i uzdrowienie”.
W tych dniach Kościół w Wielkiej Brytanii przywołuje więc postać dobrego Samarytanina, mówiąc że „nasi bliźni to przede wszystkim ci, od których chcemy się oddzielić”. Ks. John Heneghan z kościoła św. Patryka w Southport, gdzie po śmierci jednej z dziewczynek zgromadzili się jej bliscy, powiedział, że zadaniem katolickiej społeczności jest odpowiedzieć z pomocą serca. „Serce przemawia do serca, jak powiedział papież Benedykt wiele lat temu, gdy przybył do Anglii. Słowa mają pewien wpływ, ale komunikujemy się na wiele innych sposobów – wyrazem życzliwości na naszych twarzach, łzą w oczach. Wzajemna miłość, troska, nasze współczucie mogą naprawdę zmienić czyjeś życie” – powiedział ks. Heneghan (za: The Irish Catholic). Z jednej strony budujący był więc obraz wolontariuszy, sprzątających gruz przed hotelem, w którym mieszkali azylanci, a którego ściany pokryło graffiti z napisem „Get Out England”. Jednocześnie ci, którzy wyszli na ulice, to nie tylko „wichrzyciele wszelkiej maści”. To również reprezentanci białych robotniczych społeczności, od lat doświadczające zepchnięcia na margines. Uważają, że państwo ignoruje ich uzasadnione skargi, dotyczące skali imigracji. I to oni dźwigają jej konsekwencje: małe lokalne społeczności, radykalnie zmieniane przez napływ ludzi obcych kulturowo. Mówi o tym Douglas Murray (za: Sky News), porównując obecne zamieszki z tymi, do których doszło w 2011 roku, zauważając że chociaż powstały nowe miejsca pracy, nie zmniejszyło to poziomu bezrobocia wśród lokalnej ludności. Z jego analizy wynika, że w żadnym z miast, w których obecnie doszło do zamieszek, sytuacja na rynku pracy nie poprawiła się, przeciwnie, w każdym z nich, od roku 2011 wyraźnie się pogorszyło. „Rządzący stosują wciąż ten sam model, polegający na wydawaniu wiz migrantom i twierdzeniu, że w rezultacie gospodarka rośnie. Faktycznie model ten podkopuje lokalną siłę roboczą, a ze względu na zwiększony popyt na mieszkania i ograniczony ich zasób znacznie pogarsza ich sytuację” – zauważa Murray. Od 2011 r. zatrudnienie wzrosło o 3,6 mln osób, ale aż 74 proc. tej liczby przypada na pracowników-imigrantów.
Mieszkańcy miast i miasteczek w obliczu zamieszek znowu zadają sobie pytanie o to, kim są dzisiejsi imigranci i czy chcą respektować wartości i kulturę Zjednoczonego Królestwa? Z górą od 30 lat w modelu wychowawczym brytyjskich szkół i organizacji społecznych dominuje pojęcie różnorodności, jako największej cnoty Wielkiej Brytanii. Jak podsumowuje Peter Whittle z New Culture Forum: „Wmawiasz im, że bez nieustannej migracji byliby niczym. W miarę jak stają się coraz bardziej sfrustrowani, tłumisz ich obawy, zmieniając terminologię. Zaczynasz nazywać ich skrajnie prawicowymi, a następnie upewniasz się, że kontrolujesz ich na różne sposoby, akceptując niektóre demonstracje, surowo traktując inne. Aresztujesz niektórych, ale nie innych. I przez cały czas wmawiasz im, że to dla ich własnego dobra”. Tzw. ulica również to zauważa, mówiąc o „podwójnych standardach”: policji, sądu i polityków, gdzie niezwykle surowo karze się białych, antyimigracyjnych demonstrantów, nie podnosząc ręki na agresywne grupy muzułmańskie. „Podwójne standardy” brytyjskiej metody podsumowuje Melanie Phillips, autorka bestsellera „Londonistan” (2006 r.): „Kwestia muzułmańskiej agresji jest ignorowana lub cenzurowana. Problemy z religią lub kulturą islamską są uważane za tabu. (...) Wielokulturowość jest doktryną. Twierdzi, że wszystkie kultury muszą być uznawane za posiadające wartości, które nie są lepsze ani gorsze od innych. Multikulturalizm uniemożliwia zatem społeczeństwu zachodniemu wymaganie od przybyszów podporządkowania się jego zasadom. Premier, Sir Keir Starmer, mówi tak, jakby jedynym problemem była ‘prawicowa’ bandytyzacja. A co z muzułmańskim i lewicowym bandytyzmem? Podczas tych zamieszek było wiele przykładów muzułmańskich tłumów, bezpodstawnie atakujących białych ludzi. A jednak Starmer nigdy nie nazywa tych ludzi ‘bandytami’. Anglia płaci cenę za ignorancję własnego dziedzictwa kulturowego, historycznego i duchowego”.
Pierwszy wyrok został wydany w kulminacyjnym momencie zamieszek, wyraźnie studząc ich dalszy rozwój. Karę trzech lat więzienia otrzymał Derek Drummond, 58 lat, mieszkaniec Southport, uczestnik zajść pod meczetem, który poza słowną napaścią, m.in. uderzył policjanta. Nie podał żadnych wyjaśnień, motywujących jego postawę. Powiedział jednak coś znacznie ważniejszego: „Jestem całkowicie zawstydzony tym, jak się zachowałem. Zawiodłem moje dzieci. Zawiodłem moją rodzinę” (za: MailOnline).
Morderstwo trzech dziewczynek w wieku 6, 7 i 9 lat w szkole w Southport, dokonane przez syna rwandyjskich imigrantów, zapoczątkowało najpoważniejsze zamieszki w Wielkiej Brytanii od 2011 r. 18-letni zabójca, Axel Muganwa Rudakubana, oskarżony ponadto o próbę zabójstwa 10 innych dzieci, urodził się w Cardiff. Prawdopodobnie jest chrześcijaninem.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.