W Lizbonie Ukraińcy okażą swoje cierpienie, ale też swoją nadzieję w Bogu
Beata Zajączkowska – Watykan
Polski wolontariusz podkreśla, że cel ich wizyty odbytej w imieniu Ojca Świętego stanowiło zawiezienie iskry i przesłania Światowych Dni Młodzieży do tych młodych, którzy z powodu wojny nie mogą uczestniczyć w spotkaniu w Lizbonie. „To był dla nas niesamowity czas, ponieważ pośród ogromu bólu i cierpienia zobaczyliśmy, jak Bóg działa dziś poprzez ludzi. Tam, gdzie próbowano Go zdeptać i odrzucić, mimo wszystko można dostrzec znaki Bożej troski, miłości i obecności” – mówi Radiu Watykańskiemu Bartosz Placak. Wspomina spotkanie z prawosławnym księdzem w Buczy, który jako pierwszy zaczął grzebać ofiary barbarzyństwa Rosjan w tym mieście, i ze starszą kobietą, która w tym pomagała z narażeniem życia. „Kardynał ofiarował temu duchownemu swój krzyż ŚDM a w zamian otrzymał jego krucyfiks, będący świadkiem tak wielkiego cierpienia. To było przejmujące spotkanie” – opowiada polski wolontariusz.
Bartosz Placak wyznaje, że ich delegacja z Lizbony była pod wrażeniem młodych pielgrzymujących pieszo – mimo wojny – do sanktuariów maryjnych w Zarwanicy oraz Berdyczowie. „Wielu z nich szło nawet tydzień, by pokonać kilkadziesiąt, albo i kilkaset kilometrów. Oddali swój wysiłek fizyczny, by prosić o łaskę pokoju i o łaską nadziei. Ich obecność pokazywała, że oni, tak jak – co widać – na froncie się nie poddali, tak samo nie poddają się w swoich sercach, w swoich duszach, w tej najgłębszej przestrzeni w nas, gdzie mieszka sam Bóg” – podkreśla polski wolontariusz. Wyznaje, że jest zbudowany wiarą, z jaką młodzi Ukraińcy proszą o pokój i nadzieję. Pokój dla kraju, pokój wewnętrzny dla nich samych oraz nadzieję tego, że z Bogiem wszystko można zmienić. „Te spotkania były bardzo wymowne, bo byli na nich tylko młodzi ludzie i kobiety. Nie było mężczyzn, ponieważ oni są na froncie” – podkreśla Placak.
Owocem wizyty na Ukrainie jest m.in. to, że szef komitetu organizacyjnego ŚDM zrezygnował z pomysłu godzenia młodych Ukraińców i Rosjan w Lizbonie. Po tym, co zobaczył i czego doświadczył, wyznał, że zrozumiał, iż na taki gest jest jeszcze zbyt wcześnie. Jak zauważa Bartosz Placak, kardynał nominat pojął, iż bariery istniejące między oboma narodami trzeba pokonywać, ale na to potrzeba czasu. „Zanim jeszcze zapadnie decyzja o tym, gdzie ten most powstanie i w jaki sposób powstanie, to najpierw trzeba mieć pewność, że ta konstrukcja ma sens, że te dwa miejsca, które się łączy, skracają drogę, skracają dystanse, bariery. Most nie może powstać po to, by zaraz runął, bo łączy miejsca tak odległe od siebie, że nie będzie używany, albo po prostu zostanie zniszczony, bo jeszcze ludzie nie są gotowi wkroczyć na ten most” – mówi polski wolontariusz. Jak wyznaje, biskup pomocniczy Lizbony zobaczył na własne oczy, iż rany są jeszcze zbyt świeże i w każdym momencie pojawiają się nowe. Dzięki temu zrozumiał, że spektakularne gesty pojednania mogą osiągnąć zupełnie przeciwny cel. „We Lwowie byliśmy na pogrzebie żołnierza. Jak mówił nam tamtejszy ksiądz, takich pożegnań każdego dnia odbywa się kilkanaście. Na cmentarzu spotkaliśmy matkę, która właśnie pochowała swego jedynego syna, a kilka dni wcześniej pożegnała męża” – mówi Bartosz Placak. Wskazuje, iż na budowanie pojednania przyjdzie czas: „To jest olbrzymie przedsięwzięcie i na pewno trzeba szukać bardziej adekwatnej drogi, bo nikt nie chce pogłębiać ran, które już są. Chcemy poprzez Chrystusa budować prawdziwe mosty, a nie takie, które byłyby jakimś naszym wyobrażeniem pojednania z zachodniej części Europy i z naszego kontekstu”.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.