Papież dziękuje za opiekę na chorymi na AIDS
Krzysztof Ołdakowski SJ - Watykan
Ojciec Święty pisze m.in. „Dziękuję za rozjaśnienie życia i świadectwo wielu księży, sióstr zakonnych i świeckich, którzy zdecydowali się towarzyszyć, wspierać i pomagać swoim braciom i siostrom cierpiącym z powodu HIV i AIDS z wielkim ryzykiem dla ich zawodu i reputacji”. „Zamiast obojętności, wyobcowania, a nawet potępienia - kontynuuje Papież - ci ludzie pozwolili się poruszyć miłosierdziu Ojca i pozwolili, by stało się ono dziełem ich własnego życia; miłosierdziu dyskretnemu, milczącemu i ukrytemu, a jednak zdolnemu podtrzymywać oraz przywracać życie i historię każdemu z nas”.
Opieka i pomoc - także duchowa - dla chorych na AIDS jest dziś częścią misji Kościoła, ale nie zawsze było tak w przeszłości. Na początku lat 80-tych, kiedy naukowcy odkryli u niektórych pacjentów w Stanach Zjednoczonych pojawienie się tej nowej, śmiertelnej choroby, bezobjawowej we wczesnym stadium i wysoce zaraźliwej, szybko rozprzestrzenił się społeczny terror, a w konsekwencji dyskryminacja i stygmatyzacja osób, które zostały nią dotknięte, nawet jeśli tylko potencjalnie.
Pośród tego klimatu odrzucenia i strachu interweniowała Matka Teresa. W Boże Narodzenie 1985 r. albańska zakonnica, założycielka Misjonarek Miłości, w tym samym duchu, z jakim przed laty zbierała z ulic Kalkuty trędowatych, „nietykalnych” Indii, zwróciła się do ówczesnego arcybiskupa Nowego Jorku, kardynała Terence'a Cooke'a, i założyła Dar Miłości, strukturę przeznaczoną do przyjmowania i opieki nad chorymi na AIDS. Po latach sama święta misjonarka wspominała początki tej posługi: „Zaczęliśmy od piętnastu łóżek dla tylu chorych, a pierwszymi internowanymi byli czterej młodzi mężczyźni, których udało mi się wyciągnąć z więzienia, bo nie chcieli tam umrzeć. Przygotowałam dla nich małą kaplicę, aby ci młodzi mężczyźni, którzy być może nigdy nie byli blisko Jezusa lub może oddalili się od Niego, mogli, jeśli chcieli, zbliżyć się do Niego ponownie. Stopniowo, dzięki Bogu, ich serca łagodniały” - opowiadała siostra, przywołując historię spotkania z jednym z młodych mężczyzn, który w ostatnim stadium choroby musiał zostać przewieziony do szpitala, ale poprosił ją o pozostanie w domu, aby pozostać blisko niej i Jezusa, ponieważ bóle głowy, pleców i kończyn przypominały mu bicze Chrystusa ukrzyżowanego.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.