Charków: niekiedy docieramy za późno, ludzie umierają z głodu
Krzysztof Bronk i Zuzana Klimanová - Watykan
Przed wojną ks. Novak zajmował się uzależnionymi w Odessie. Jak tylko rozpoczęła się rosyjska ofensywa, zrozumieliśmy, że będzie wielka bieda, nawiązaliśmy więc kontakty ze stowarzyszeniami św. Wincentego na całym świecie i organizujemy pomoc humanitarną – mówi ukraiński kapłan, który w sposób szczególny jest związany ze Słowacją, bo tam przygotowywał się do kapłaństwa. Teraz posługuje w Charkowie. Zostali tam głównie prawosławni.
Ks. Novak przyznaje, że niektórzy Ukraińcy wracają do Charkowa, bo nie potrafili się odnaleźć poza rodzinnym miastem. Ale jest im ciężko, kiedy widzą, w jakim stanie są ich domy, w jakiej znaleźli się biedzie. Niekiedy cały dom został zniszczony, kiedy indziej naruszona została statyka. Jak tu mieszkać na dziewiątym czy dziesiątym piętrze, kiedy rakiety zburzyły pół wieżowca – opowiada ukraiński kapłan. BRONK
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.