Teologia ciała: 46. Mistrzowie podejrzeń
1 Od dłuższego czasu nasze środowe rozważania skupiają się wokół następującej wypowiedzi Pana Jezusa z Kazania na Górze: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,27-28). Wyjaśniliśmy ostatnio, że słowa te nie mogą być rozumiane ani też interpretowane wedle klucza manichejskiego. Nie zawierają one w sobie żadną miarą potępienia ciała i płci. Zawierają tylko wezwanie do przezwyciężenia trojakiej pożądliwości — a w szczególności pożądliwości ciała — co płynie właśnie z afirmacji osobowej godności ciała i płci i tejże afirmacji jedynie służy.
Sprecyzowanie tej formuły, czyli ustalenie właściwego sensu etycznego owych słów z Kazania na Górze, w których Chrystus odwołuje się do serca ludzkiego (por. Mt 5,27-28), jest ważne nie tylko ze względu na „stare nawyki” w myśleniu i wartościowaniu, zrodzone z manicheizmu, ale także ze względu na pewne współczesne odmiany hermeneutyki człowieka i moralności. Jeśli Ricoeur nazwał Freuda, Marksa i Nietzschego „mistrzami podejrzeń” (maîtres du soupçon), to miał na myśli całokształt systemów reprezentowanych przez każdego z nich, a nade wszystko chyba ukryte w każdym z tych systemów podstawy i orientacje w rozumieniu i interpretowaniu samego humanum.
Wydaje się, że trzeba bodaj pokrótce dotknąć tych podstaw i orientacji. Trzeba zaś tego dokonać w tym celu, aby odkrywając z jednej strony znamienną zbieżność — odnaleźć równocześnie istotną rozbieżność w stosunku do hermeneutyki, która swe źródło ma w Biblii, to znaczy do tej, której staramy się dać wyraz w niniejszych analizach. Na czym polega zbieżność? Polega ona na tym, że wspomniani powyżej myśliciele, którzy wywarli i wciąż wywierają wielki wpływ na myślenie i wartościowanie ludzi naszej epoki, zdają się w gruncie rzeczy także osądzać i oskarżać „serce” człowieka. Co więcej, zdają się osądzać je i oskarżać z powodu tego, co w języku biblijnym (przede wszystkim Janowym) nazywa się pożądliwością: trojaką pożądliwością.
2 Można by nawet dokonać tutaj pewnego rodzaju podziału ról. Osądzanie i oskarżanie serca ludzkiego w hermeneutyce nietzscheańskiej trafia poniekąd w to wszystko, co w języku biblijnym zostało nazwane „pychą żywota”; w hermeneutyce Marksa — w to, co nazywa się „pożądliwością ciała”. Zbieżność tych ujęć z hermeneutyką człowieka opartą na Biblii polega na tym, że odnajdując w sercu człowieka trojaką pożądliwość, moglibyśmy również zatrzymać się na postawieniu tegoż serca w stan trwałego podejrzenia. A jednak Biblia nie pozwala nam na tym się zatrzymać. Słowa Chrystusa z Mt 5,27-28 wypowiedziane są w taki sposób, że ukazując całą realność pożądania i pożądliwości, nie pozwalają uczynić z owej pożądliwości ostatecznego kryterium antropologii i etyki: samego rdzenia hermeneutyki człowieka. W Biblii troista pożądliwość nie stanowi podstawowego i poniekąd jedynego i ostatecznego kryterium antropologii i etyki, choć jest to niewątpliwie ważny współczynnik rozumienia człowieka, jego czynów oraz ich wartości moralnej. Wskazuje na to również cała dotychczasowa analiza.
3 Dotychczasowa analiza uwydatnia również i to, że jeżeli chcemy uzyskać pełną interpretację słów Chrystusa z Mt 5,27-28 o człowieku, który „pożądliwie patrzy”, nie możemy się zadowolić jakimkolwiek rozumieniem „pożądania”, choćby w całej pełni dostępnej dla nas prawdy „psychologicznej”, ale musimy sięgnąć do 1 Listu św. Jana 2,15-16, do zawartej tam „teologii pożądliwości”. Człowiek, który „pożądliwie patrzy”, jest bowiem człowiekiem trojakiej pożądliwości, jest człowiekiem pożądliwości ciała. Dlatego „może” patrzeć w ten sposób, a nawet musi się z tym liczyć, że pozostawiając ów akt wewnętrzny grze samych sił natury, nie może uniknąć wpływu pożądliwości ciała. Chrystus z Mt 5,27-28 również o tym mówi, na to zwraca uwagę. Słowa te dotyczą nie tylko aktualnego „pożądania”, ale też — pośrednio — całego „człowieka pożądliwości”.
4 Dlaczego te słowa z Kazania na Górze, nawet przy całej zbieżności tego, co mówią na temat stanu serca ludzkiego (por. także Mt 5,19-20), z tym, co znalazło swój wyraz w hermeneutyce „mistrzów podejrzeń”, nie mogą być uznane za podstawę takiej samej lub podobnej hermeneutyki? Dlaczego stanowią one jeden z wyrazów i wątków innego zgoła etosu? Innego nie tylko niż manichejski, ale także innego niż freudowski? Myślę, że odpowiedź na to pytanie daje całokształt dotychczasowych analiz i rozważań. Zbierając wszystko, można krótko powiedzieć w ten sposób: to, że słowa Chrystusa z Mt 5,27-28 nie pozwalają nam zatrzymać się na tym samym oskarżeniu serca ludzkiego — na postawieniu go w stan trwałego podejrzenia — ale muszą być rozumiane i interpretowane przede wszystkim jako wezwanie tego serca, wynika z samej natury etosu odkupienia. Na gruncie tej tajemnicy, którą św. Paweł (Rz 8,23) określa jako „odkupienie ciała”, na gruncie tej rzeczywistości, której na imię „odkupienie”, a w konsekwencji na gruncie etosu odkupienia ciała, nie możemy zatrzymać się na samym oskarżeniu serca ludzkiego z powodu pożądania i pożądliwości ciała. Człowiek nie może zatrzymać się na postawieniu tego „serca” w stan nieustannego i nieodwracalnego podejrzenia z powodu poszczególnych objawów pożądliwości ciała i pożądania (libido), które psychoanalityk wydobywa m.in. poprzez analizy podświadomości. Odkupienie jest taką prawdą i taką rzeczywistością, w imię której człowiek musi poczuć się wezwany. Musi poczuć się „skutecznie wezwany”. Musi uświadomić sobie to wezwanie również poprzez słowa Chrystusa z Mt 5,27-28, odczytane w pełnym kontekście objawienia ciała. Człowiek musi poczuć się wezwany do odnalezienia — i więcej: do urzeczywistnienia oblubieńczego sensu ciała i wyrażenia w ten sposób wewnętrznej wolności daru, czyli takiego stanu i takiej mocy ducha, która wynika z przezwyciężenia pożądliwości ciała.
5 Człowiek jest do tego wezwany słowem Ewangelii, a więc „od zewnątrz”, równocześnie jednak zostaje wezwany „od wewnątrz”. Słowa Chrystusa, który w Kazaniu na Górze odwołuje się do „serca”, naprowadzają słuchacza niejako na to wewnętrzne wezwanie. Jeśli pozwoli im w sobie działać, pomogą mu dosłyszeć równocześnie w swoim wnętrzu jak gdyby echo tego „początku”, tego dobrego „początku”, do którego Chrystus odwołał się kiedy indziej, aby przypomnieć swoim słuchaczom, kim jest mężczyzna i kobieta, i kim są oni dla siebie wzajemnie w dziele stworzenia. Słowa Chrystusa wypowiedziane w Kazaniu na Górze nie są wezwaniem skierowanym w próżnię. Nie zwracają się do człowieka pochłoniętego bez reszty pożądliwością ciała, niezdolnego szukać innego kształtu wzajemnych odniesień w kręgu tej odwiecznej atrakcji, która towarzyszy dziejom mężczyzny i kobiety właśnie „od początku”. Słowa Chrystusa świadczą o tym, że pierwotna moc (a więc zarazem łaska) tajemnicy stworzenia dla każdego z nich staje się mocą (czyli łaską) tajemnicy odkupienia. Dotyczy to samej „natury”, samego podłoża człowieczeństwa, samych najgłębszych odruchów „serca”. Czyż człowiek wraz z pożądliwością nie czuje jednocześnie głębokiej potrzeby zachowania godności owych wzajemnych odniesień, które znajdują swój wyraz w ciele dzięki jego męskości i kobiecości? Czyż nie czuje potrzeby przepojenia ich tym wszystkim, co szlachetne i piękne? Czyż nie czuje potrzeby nadania im owej najwyższej wartości, jaką jest miłość?
6 Odczytanie tego wezwania, które zawiera się w słowach Chrystusa z Kazania na Górze, nie może być aktem wyrwanym z kontekstu konkretnej egzystencji. Oznacza ono zawsze — choćby tylko w wymiarze tego aktu — odnalezienie sensu całej tej egzystencji, sensu życia, w którym zawiera się także ów sens ciała, nazywany tutaj „oblubieńczym”. Ów sens ciała jest poniekąd antytezą freudowskiej libido. Ów sens życia — antytezą hermeneutyki podejrzeń. Hermeneutyka ta różni się bardzo, różni się radykalnie od tej, jaką odkrywamy na dnie słów Chrystusa z Kazania na Górze. Słowa te odsłaniają nie tylko inny etos, ale także inną wizję możliwości człowieka. Chodzi tylko o to, ażeby nie poczuł się on w swoim „sercu” nieodwracalnie oskarżony i skazany na pożądliwość ciała, ale żeby poczuł się w tymże sercu skutecznie wezwany. Wezwany właśnie do tej najwyższej wartości, jaką jest miłość. Wezwany w osobowej prawdzie swego człowieczeństwa, a więc również w prawdzie swej męskości i kobiecości, w prawdzie swego ciała. W tej prawdzie, która jest dziedzictwem „początku”, głębszym dziedzictwem jego serca niż dziedzictwo grzeszności, dziedzictwo troistej pożądliwości. Słowa Chrystusa osadzone w całej rzeczywistości — stworzenia i odkupienia — czynią to głębsze dziedzictwo na nowo aktualnym. Nadają mu rzeczywistą moc w życiu człowieka.
(29.10.1980)
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się na newsletter klikając tutaj.